Dzisiaj będzie jedna z zaległych recenzji (mąż ogląda mecz, więc mam spokojny dostęp do komputera ;), a mianowicie zacznę dzielić się z Wami moimi wrażeniami z używania różnych olejów. Na pierwszy ogień idzie tajemniczo brzmiący olej z alg fucus, czyli tak naprawdę macerat z morszczyna pęcherzykowatego na oleju słonecznikowym. Wygrałam go u dark_lady z bloga świat natury i sklepu Setare. I jest to kolejny macerat w mojej kolekcji, obok tych własnoręcznie ukręconych z domowych składników (pisałam tu). Jesteście ciekawe, z czym go się je (i bynajmniej nie z sałatką)?
Opis produktu:
Ekstrakt olejowy z alg morskich: morszczynu pęcherzykowatego.
Morszczyn pęcherzykowaty zawiera organiczny jod, potas, alginiany, kwasy tłuszczowe, fukosterol, proteiny, węglowodany (fukoidan), kwas alginowy oraz nienasycone kwasy tłuszczowe. Działa on przede wszystkim przeciwcellulitowo, modelująco i wyszczuplająco. Fosfatydylocholina sprawia, że olej znajduje zastosowanie w preparatach ukierunkowanych na redukcję nagromadzonego pod powierzchnią skóry tłuszczu. Działa również remineralizująco, przywraca równowagę skórze i odpowiednie nawilżenie.
Może być stosowany do masaży, jako dodatek do innych olejków czy peelingów; rozcieńczony lub samodzielnie.
Skład:
Helianthus Anuus Seed Oil, Fucus Vesiculosus Extract.
Cena/dostępność/wydajność:
30ml za ok 14zł. Dostępny w sklepach z półproduktami, m.in. Setare. Co do wydajności to zależy, jak jest używany: jako dodatek do innych kosmetyków/olejów jest bardzo wydajny, samodzielnie nie bardzo. Mi się niestety już kończy (niestety, bo wpisany na listę produktów do koniecznego uzupełnienia).
Komfort użytkowania:
Jak to w przypadku smarowania się olejami- nie jest jakoś super, bo zostaje tłustawa powłoczka, ale do przeżycia (jak ktoś bardzo tego nie lubi, to może dodać olej do innego kosmetyku i ten problem znika). Nie pachnie również w żaden sposób, co dla niektórych może być zaletą, a dla innych wadą. Nie wygląda zachęcająco, ot bladosłomkowy olej, a nie żaden mus, sorbet, pianka czy inne nie wiadomo co. Opakowanie również nie nadaje się do stania w pierwszym rzędzie na toaletce, bo takie apteczne a i upaćka się zawsze tym olejem.
Działanie:
Więc dlaczego go wielbię? Bo po prostu działa! A stosuję go dwojako:
- po pierwsze na cienie pod oczami. I jest to pierwszy produkt, który znacząco je redukuje... i to już przy drugiej/trzeciej aplikacji (choć oczywiście, gdy przestaję go stosować, to cienie wracają :(. Do tego delikatnie nawilża skórę. U mnie nie spowodował żadnych podrażnień, pieczenia czy łzawienia oczu, ale jest to produkt po pierwsze skoncentrowany, a po drugie z morskich roślinek, więc radziłabym Wam zrobić przed pierwszym użyciem próbę uczuleniową.
Na tę okolicę stosuję go dwojako: co kilka dni na noc wklepuję czysty olej robiąc przy tym delikatny masaż, rano nie ma już śladu po tłustości; na co dzień, na szybko i pod makijaż stosuję mój ulubiony krem przeciwzmarszczkowy pod oczy z Alterry wymieszany z hojną porcją tego oleju.
-po drugie w walce z cellulitem. Tu trochę trudniej zawyrokować mi, czy tak po prostu działa, bo i przeciwnik bardziej zasiedziały i walka trudniejsza. Przyznaję szczerzę, że nie ćwiczę ani nie wykonuję regularnych masaży (choć myślę nad szczotkowaniem....). W sumie to już wieki temu pogodziłam się i zaprzyjaźniłam z tą moją niedoskonałością... ale taki olej w lodówce zobowiązuje to spróbowania ponownie. Kilkukrotnie (chyba 3) zrobiłam sobie masaż samym olejem na okolice ud i pośladków..., ale toi upierdliwe i czasochłonne i w sumie zużywające strasznie dużo mojego cennego eliksiru (to głownie przez to mi się kończy :(, więc jakoś nie miałam motywacji do dalszych prób. Ale od dwóch tygodni zaczęłam stosować mieszankę żelu Drenafast właśnie z tym maceratem i taka mikstura wchłania się o wiele szybciej, nie pozostawia uczucia tłustości, a i wydajniejsza jest. I wydaje mi się, że widzę pierwsze efekty :).
Czy kupię ponownie:
Tak, tak i jeszcze raz tak. To kolejny składnik, który po prostu działa. I cieszę się bardzo, że mogę sama zdecydować czy kupować drogie kremy, czy taką niepozorną buteleczkę i sama dawkować stężenie substancji czynnych w swoich mazidłach.
A Wy słyszałyście kiedyś o takim maceracie? Stosowałyście już?