piątek, 12 lipca 2013

Nowości w kosmetyczce- po długiej przerwie

Witajcie!
Znowu po dłuższej niezapowiedzianej nieobecności wracam do tego, co sprawia mi nie lada przyjemność- czyli blogowania... no i zakupów. Przez ten czas kilka nowych rzeczy wpadło do moich łazienkowych koszyków (ups, wszystkie koszyki już wyprzedałam, więc jak większość mojego dobytku i kosmetyki leżą w kartonach ;). Mianowicie robię zapasy kremów z filtrem, no i coraz intensywniej kombinuję z makijażem.

1 Mój kolejny zakup (trzeci w tym roku, po prostu szaleję ;)
Nowość od Ziaji czyli kremy z wysokim i stabilnym filtrem do twarzy w wersji matującej, barwionej i przeciwzmarszczkowej. Ja się  oczywiście skusiłam na ten w wersji dla tłuściaków... ciekawe czy będzie przypominał zachwalany filtr z Vichy ;).
Kupiony na wyspie Ziaji w krakowskiej Bonarce za coś koło 16zł (do tego była masa próbek ;).


2. Oraz cudowna paczuszka od Amilie Mineral Cosmetics. Na spotkaniu blogerek wpadł w moje łapki podkład i róż do policzków, więc tym razem zażyczyłam sobie korektor w kolorze Light oraz puder Sunshine Dust... który nawiasem mówiąc jest wściekle żółto-złoty... Za kilka tygodniu opiszę, jak sprawdziły się u mnie ;).



3. Dzisiejszy zakup jeszcze nie obfotografowany to pędzel W7 z Pepco- taki jakby mały flat top do oczu ... moja kolekcja pędzli z poziomu 0 nagle przekroczyła 10 sztuk ;).

Pozdrawiam, Ania.

PS. Zapraszam do zakładki wymiankowej (KLIK), gdzie uwieczniłam wszystkie kosmetyki, które mi do życia nie są potrzebne. Za kilka dni, jak się ze wszystkim uporam, to wrzucę jeszcze ubrania... a jest tego trochę, bo trzy ogromne pudła moich i jedno pudło męskich, więc będzie szaleństwo po 5zł :).

środa, 26 czerwca 2013

Aktualizacja włosowa (po raz pierwszy)

Witajcie w ten pochmurny dzień!

29 marca pisałam o tym, że zaczęłam zapuszczać włosy (klik) po prawie 2 latach noszenia bardzo chłopięcej fryzurki. Wtedy też bardziej skupiłam się na ich pielęgnacji... (choć do włosomaniactwa mi jeszcze daleko, a i zasoby kosmetyków włosowych do największych nie należą). Chcecie zobaczyć efekty?

Co robiłam z nimi przez te 3 miesiące?
-dół i boczki przystrzygane średnio co 2 tygodnie,
-nie używałam suszarki, prostownicy czy środków do stylizacji (włosy układają się same w kształt miotły... no dobra, po prostu nie mam na nie żadnego pomysłu w obecnym kształcie :(,
-w zeszłym tygodniu wróciłam do henny- tym razem ELD w kolorze Chna,
-mycie co drugi dzień głownie płynem do higieny intymnej Facelle, obecnie również żelem pod prysznic Natura Siberica,
-maska Alterra z granatem i aloesem po każdy myciu (czasem na dłużej przed myciem),
-olejek łopianowy Green Pharmacy ze skrzypem i olejek Vatika kokosowa po razie w tygodniu,
-różne wcierki na skórę głowy: Aloevit, Capitavit, domowa nawilżająca z kofeiną, Jantar, wzmacniająca z Biochemii Urody.


Obecnie moja pielęgnacja cały czas wygląda podobnie oprócz tego, że pokończyły mi się poprzednie wcierki. Zrobiłam sobie takie oto kolejne na najbliższe tygodnie:
-z kozieradki z 5% dodatkiem nalewki rozmarynowej (rozmaryn zalany podgrzanym spirytusem i odłożony na kilka dni),
-z gorczycy z dodatkiem substancji nawilżających (1 łyżka mielonej gorczycy zalana szklanką gorącej wody, po ostygnięciu dodane panthenol, aloes, nawilżacz cukrowy, mleczan sodu, kwas hialuronowy).

Ta druga to moja własna wariacja tej magicznej maski musztardowej, po której włosy rosnąć mają 10cm na miesiąc. Postanowiłam się poświęcić dla dobra własnego i sprawdzić, czy faktycznie gorczyca chociaż trochę przyspieszy narastanie kudełków.


A jakie są efekty?
Na początku kosmyk testowy na czubku głowy miał 5,5 cm, dzisiaj ma 9 cm. To oznacza, że włosy urosły mi o 3,5cm w niecałe 3 miesiące. Nie jest źle, widać że włosy podrosły, bo mają teraz właśnie taką najgorszą długość- nie są ani bobem ani chłopięcą fryzurką... Ogólnie to czuję się jak mop i średnio 100 razy dziennie zastanawiam się czy jednak się nie opitolić...

!pamiętajcie, że dołem są przystrzygane!

W takim tempie akceptowalna dla boba długość będzie za ok. następne 3 miesiące i nie wiem, jak dam radę. Nastawiałam się , że po 4 miesiącach będzie już ok, a nie po 6... Pocieszam się oglądając co jakiś czas googlowskie grafiki i zastanawiając się nad tym, jaką chciałabym mieć docelowo fryzurkę- a waham się pomiędzy klasycznym bobem z grzywką a czymś asymetrycznym z jednym bokiem podstrzyżonym... bo ja nie chcę mieć długich włosów, na razie wystarczy mi krótsza kobieca fryzurka... byleby nie wyglądać jakbym od wieków cywilizacji nie widziała... Na razie skłaniam się ku czemuś takiemu:


Co jest wręcz zabawne, bo dla większości dziewczyn to jest krótka fryzurka, a ja muszę zapuszczać swoje kudły przez pół roku coby taki efekt osiągnąć ;)

Przesyłam buziaki, Ania!

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Filtr przeciwsłoneczny i działanie pielegnujące skórę w wersji eko?

Witajcie!
Po czterech dniach walki o umieszczenie choć jednego zdjęcia w przygotowywanych dla Was postach wreszcie się udało, w związku z czym przychodzę do Was w pierwszym rzędzie z recenzją kosmetyku marki, której dałam szansę, ale niestety została ona zmarnowana. A to jest już kolejny zawód w moich poszukiwaniach kremu łączącego filtr z działaniem pielęgnacyjnym. O kogo chodzi?

Krem kojący SPF 25, EcoSkin Care, Bandi


Opis producenta:
Lekki, nietłusty i niezapychający porów krem o wysokim standardzie ochrony przeciwsłonecznej. Przeznaczony do pielęgnacji cery szczególnie delikatnej, nadwrażliwej, podrażnionej i poddanej działaniu drażniących zabiegów kosmetycznych lub leczeniu dermatologicznemu.
Dzięki probiotykom i prebiotykom odbudowuje korzystną mikroflorę na powierzchni skóry, łagodzi podrażnienia i reakcje alergiczne oraz zwiększa odporność skóry na zewnętrzne czynniki drażniące.
- zawiera stabilny filtr UV
- świetnie się rozprowadza nie pozostawiając uczucia lepkości ani tłustej warstwy
- niebielący
- zbliżony do naturalnego odcienia skóry, dzięki czemu wyrównuje jej koloryt
- stymuluje wzrost prawidłowej mikroflory skóry
- intensywnie nawilża i koi skórę suchą i swędzącą
- chroni przed fotostarzeniem
- opóźnia proces starzenia poprzez redukcję wolnych rodników
- nadaje się pod makijaż.


Skład:
Aqua/Water, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Ethylhexyl Methoxycinnamate, Methylene Bis-Benzotriazoyl Tetramethylbutylphenol, Glyceryl Stearate, Ethylhexyl Palmitate, Propylene Glycol, Decyl Cocoate, Octyldodecanol, Titanium Dioxide, Cyclopentasiloxane, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Caprylic/Capric Triglyceride, Ceteareth-20, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Polymnia Sonchifolia Root Juice, Maltodextrin, Lactobacillus, Propyl Gallate, Gallyl Glucoside, Epigallocathechin Gallatyl Glucoside, Ceteareth-12, Magnesium Aluminum Silicate, Inulin Lauryl Carbamate, Disteardimonium Hectorite, Sorbitan Isostearate, Di-PPG-3 Myristyl Ether Adipate, Polyglyceryl-3 Polyricinoleate, Cetyl Palmitate, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Diethylhexyl Syringylidene Malonate, Caprylic/Capric Triglyceride, Manganese Oxide, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Propylene Carbonate, Parfum/Fragrance, Alpha – Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronnellol, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, D-Limonene, Linalool


czyli tak dłuuugaśny skład, że nawet nie chce mi się analizować... eko tylko z nazwy na opakowaniu... te fajne składniki wymieniane w opisie zaczynają się dopiero od szóstej linijki, czyli są w ilościach śladowych (a szkoda, bo te probiotyki i prebiotyki bardzo mi się spodobały i będę kombinować jak je wprowadzić do własnego kremu).

Cena/wydajność/dostępność:
52zł za 50ml. Dostępny na przykład w sklepie internetowym BANDI. Nie mogę ocenić wydajności, gdyż kremu użyłam jedynie kilka razy. Jak dla mnie to cena akceptowalna dla kremu do twarzy.


Zapach:
Bardzo delikatny, praktycznie niewyczuwalny, trochę jakby mydlany.

Opakowanie:
Bardzo przyjemne, przezroczyste więc widać stopień zużycia, ale z matowionego plastiku co daje poczucie odrobiny luksusu. Piękne zielone nadruki w kwiatki. Dobrze działająca pompka air-less.
Kartonik również sprawia dobre wrażenie, bo jest z matowej grubej tektury z podobnymi nadrukami.,


Komfort używania:
Jak dla mnie typowy dla zwyczajnych kremów z filtrem, to znaczy delikatnie bieli (z powodu zawartości dwutlenku tytanu) i ta białość lubi osadzać się w drobnych zmarszczkach czy porach skóry. Poza tym zostawia tłustą warstwę na skórze (masło shea na drugim miejscu w składzie). Nie tego szukałam, ale po użyciu podkładu mineralnego i pudru wykańczającego da się to znieść.
Kolor produktu to taki dla mnie pic na wodę, gdyż na skórze zachowuje się jak zwykły bielący filtr, w ogóle nie wyrównuje kolorytu jak te tonujące osobniki. Konieczne jest użycie podkładu/pudru nawet gdy się nie ma wiele do ukrycia.


Działanie:
Już po drugiej aplikacji zauważyłam zatykające się pory wypełnione zalegającym sebum. Wytrzymałam do piątej aplikacji i dałam sobie spokój, bo nie po to walczyłam tyle czasu nad usunięciem zaskórników, by teraz wrócić do punktu wyjścia. Zastanawiam się, który składnik tak zadziałał, ale z uwagi na dłuuugaśny skład raczej do tego nie dojdę...
W związku z tym nie mogę się wypowiedzieć na temat działania nawilżającego, kojącego czy skuteczności zastosowanego filtra.


Czy kupię ponownie:
Nie. Znalazłam lepsze kremy nawilżające, na oku mam też lepsze filtry, a idealnego połączenia tych dwóch funkcji będę szukać nadal...


Ocena:
2/5

A Wy miałyście styczność z tym kremem? Lub z marką? Na jakim ich kosmetyku warto zawiesić oko?
A jako że kremik może sprawdzi się u kogoś innego (z bardziej suchą skórą), to powędrował do odświeżonej zakładki wymiankowej (KLIK), chętnie wymienię go na coś innego z filtrem przeciwsłonecznym :).

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Spotkanie śląskich blogerek

Witajcie!
Dziś znowu krótko: szykuje się spotkanie blogerek tym razem w Katowicach. Całkiem niedługo, bo 27.07. A zgłaszać możecie się jeszcze do końca czerwca.

Więcej informacji oraz adres e-mail, na który można wysyłać zgłoszenia znajdziecie u Marty (klik)

Jeśli zgłoszenie już zostało wysłane- proszę wklej ten baner do siebie na blog oraz podlinkuj go do tej notki- dzięki temu będzie nas więcej :)


Ja będę, kto jeszcze? :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Wielka wyprz, cz.1, czyli akcesoria do domu

Cześć,
dziś ciężko pracuję malując ściany, grzejniki i meble dla nowego lokatora, więc nie będzie typowego postu. Za to postanowiłam jednak podzielić się linkiem do moich aukcji/ogłoszeń. Może któraś z Was akurat znajdzie coś fajnego ;).

Dzisiaj część 1 mojej przedwyjazdowej wyprzedaży, czyli różne akcesoria do domu typu półeczki, lampki czy pudełeczka. A to tylko rozgrzewka. Za kilka dni planuję się spiąć i zrobić naprawdę wielką wyprz- z ubraniami, kosmetykami i biżuterią, czyli to czego zdecydowanie mam zbyt dużo... Bo już wiem, że cały swój majdan będę musiała zmieścić w dwie walizki (jedną dużą, jedną małą), gdzie samymi sweterkami mogłabym zapełnić większą z nich...

Na razie ogłoszenia są na Tablicy, możliwe również wystawienie na Allegro. Do odbioru osobistego w Krakowie lub wysyłki pocztą/kurierem/za pobraniem wedle uznania.

A więc:     KLIK KLIK KLIK

Pozdrawiam, Ania

sobota, 15 czerwca 2013

Oleje czy nie oleje? Cz. 2, czyli olejek pielęgnacyjny Neumond

Witajcie weekendowo!
Dziś będzie typowa (zaległa) recenzja, ostatniego już z naturalnych kosmetyków, które wieki temu otrzymałam od sklepu Minejo. Do tego olejku najciężej mi było się zabrać, a i tak nie za bardzo wiedziałam, co o nim napisać. Bo niby wszystko z nim ok, a jednak nie zachwycił. Zresztą poczytajcie same.



"Kokos- pomarańcza olejek pielęgnacyjny"  to odżywcza i ochronna pielęgnacja dla każdego typu skóry, a zwłaszcza dla skóry suchej i zniszczonej. Składa się z najlepszego, tłoczonego na zimno olejku jojoba i z tłoczonego na zimno bio- olejku kokosowego. Posiada certyfikat ABCert.

Skład:
Simmondsia chinesis seed oil, Cocos nucifera oil, Fragrance (100% natural essentials oils), Limonene, Benzyl Benzoate, Linalool,
czyli olejek jojoba, olej kokosowy, mieszanka olejków eterycznych nadająca zapach, naturalne konserwanty. Skład prosty i krótki... czy aż nie za bardzo...


Cena/dostępność/wydajność:
29zł za 50ml, dostępne w sklepie Minejo (klik). Wydajność jak w przypadku chyba każdego olejku jest bardzo wysoka. Swoją buteleczkę zużywałam około pół roku z przerwami do różnych zastosowań.

Zapach:
Przepiękny, dosyć intensywny, długo utrzymujący się na skórze/włosach. Jest to najprawdopodobniej mieszanka zapachowa, gdyż zapach jest trudny do zdefiniowania- nie jest słodki czy mdły, raczej wytrawny, odrobinę owocowy, momentami lekko gorzkawy.

Konsystencja:
Rzadki olejek o mocno żółtym zabarwieniu.


Opakowanie:
Mała buteleczka z ciemnoniebieskiego szkła (ale widać zużycie), z dziubkiem pełniącym funkcję kroplomierza. Nie brudzi się/nic się nie leje po ściankach, jak w większości innych olejków. Naklejka wytrzymała do końca bez zarzutu.

Komfort użytkowania:
Tłusty rzadki olejek niezbyt szybko wchłaniał się w skórę (wolniej niż oliwka Babydream), za to włosy tak jakby go wypijały (w porównaniu z olejkiem Green Pharmacy czy Vatika). Na długo pozostawiał po sobie przyjemny zapach.


Działanie:
1. Twarz- w ten sposób nie używałam w obawie przed zapychającym działaniem oleju kokosowego.
2. Ciało- użyłam kilka razy, jednak odstraszyło mnie od niego stosunkowo wolne wchłanianie w skórę.
3. Włosy- moje włosy nawet go polubiły, po nałożeniu na nie tak jakby się wchłaniał, po umyciu włosy są przyjemnie miękkie i błyszczące. Jednak taki sam efekt otrzymuję po dużo tańszej oliwce Babydream Fur Mama. Niewątpliwą przewagą oleju Neumond jest jednak jego zapach.
4. Jako półprodukt- dodawałam do domowych masek do włosów (nadawał im piękny zapach), czy też jako składnik peelingu do ust na wzór Pat&Rub, gdzie również bardzo dobrze się sprawdził, a na dodatek pięknie zabarwił cukier.


Czy kupię ponownie:
Nie. Cena nie jest konkurencyjna w stosunku do innych (bogatszych) mieszanek olejków pielęgnacyjnych, a i pojedyncze oleje do późniejszego wymieszania są już coraz łatwiej dostępne, np. w aptekach.
Jedyne za czym będę tęsknić to ten zapach, nie do odtworzenia. Dlatego w asortymencie marki Neumond zaczęły mnie kusić naturalne perfumy czy mieszanki olejków eterycznych o intrygujących nazwach.
No i jeszcze zostawiłam sobie niebrudzącą buteleczkę :).

Ocena:
3-/5

Znacie markę? Miałyście jakiś ich produkt?

piątek, 14 czerwca 2013

Paznokcie po raz pierwszy- proszkowe :)

Witajcie!
Dzisiaj miałam wreszcie trochę wolnego czasu, takiego do posiedzenia i ponudzenia się, więc napadła mnie chęć do kosmetycznego pokombinowania co nieco, z której wykluła się rozświetlająca mgiełka do skóry i włosów oraz "lakier" do paznokci.


Otóż pomalowałam moje pazurki przezroczystym lakierem i jeszcze świeży obsypałam pigmentem Gosha w odcieniu Limelight, który delikatnie strzepywałam na kartkę. Pigment jest śliczny, nie brokatowy, ale bardziej perłowy, bardzo drobno zmielony, mieniący się od zieleni, poprzez fiolet aż do brązu/różu, ale nijak nie potrafiłam go wykorzystać do twarzy, ale do paznokci czemu nie ;).


Efekt jak na pierwszy raz bardzo mi się spodobał. Paznokcie mają teksturę matowo-welurową, a nie typową dla lakierów. W zależności od kąta padania światła widać na nich te wszystkie odcienie pigmentu. Jedna warstwa tego wynalazku nie zasłoniła prześwitujących końcówek, więc są takie półprzezroczyste. Ciężko opisać ten efekt,ale mi (której się zwykłe lakiery zazwyczaj po prostu nie podobają) całkiem przypadł do gustu.



Zdjęcia niestety w ogóle nie oddają tego efektu- po raz pierwszy fotografowałam paznokcie :/. Do tego resztki pigmentu zeszły ze skórek dopiero po kilku myciach rąk (nie chciałam ich trzeć szczoteczką...). A jak Wam się podoba taki pomysł?

czwartek, 13 czerwca 2013

Nowości z kosmetyczce- Eubiona, Veet, Ecotools i inne

Witajcie!
Pochwalę się dziś, a co :). Ostatnimi tygodniami do mojej kosmetyczki wpadło kilka nowości. Wreszcie skończył się również szlaban na zakupy, jaki nałożyłam sobie na początku roku... Nie powiem, bardzo mnie te nowe nabytki ucieszyły. Ale do rzeczy:


1. Od pani Darii ze sklepu z naturalnymi kosmetykami Greenline dostałam kolejną przesyłkę z wybranymi przez siebie produktami do przetestowania. A jest to certyfikowany naturalny krem przeciwsłoneczny SPF 30 z masłem shea i owocem granatu z Eubiony, bo w końcu lato przyszło ;). Oraz mydło peelingujące z nagietkiem Savon du Midi, bo naturalnych mydełek nigdy za wiele, a tej firmy jeszcze nie miałam. Krem już jest w użyciu, mydło jeszcze czeka na swoją kolej...


2. Dokonałam pierwszej od dawien dawna wymianki: z ZuzikZuzu. Natrafiłam u Niej na wosk Veet na ciepło, o którym słyszałam wiele negatywnych opinii, ale i tak chciałam go sama na sobie wypróbować, a cena sklepowa mnie z lekka odstraszała. A skład całkiem mi się spodobał...


3. Na koniec pochwalę się swoimi pierwszymi od dawien dawna większymi zakupami. Otóż spełniłam jedno ze swoich życzeń z wishlisty i zaopatrzyłam się w dwa zestawy pędzli do makijażu. Jedne to zestaw 4 pędzelków kabuki Beautiful Expressions z Ecotools, a drugi to standardowy zestaw 7 pędzli do twarzy, ust, oczu z Sunshade Minerals. Jak na razie jestem z nich bardzo zadowolona a i moje umiejętności makijażowe jakoś szybko się poprawiły ;). Myślę, że na początek taka kolekcja pędzelków jest całkiem ok ina trochę mi starczą.


Coś Was zaciekawiło? A może miałyście któryś z tych produktów? Jak się u Was sprawdził?

Pozdrawiam, Ania

sobota, 25 maja 2013

Oleje czy nie oleje? Cz. 1, czyli macerat z alg

Hej!
Dzisiaj będzie jedna z zaległych recenzji (mąż ogląda mecz, więc mam spokojny dostęp do komputera ;), a mianowicie zacznę dzielić się z Wami moimi wrażeniami z używania różnych olejów. Na pierwszy ogień idzie tajemniczo brzmiący olej z alg fucus, czyli tak naprawdę macerat z morszczyna pęcherzykowatego na oleju słonecznikowym. Wygrałam go u dark_lady z bloga świat natury i sklepu Setare. I jest to kolejny macerat w mojej kolekcji, obok tych własnoręcznie ukręconych z domowych składników (pisałam tu). Jesteście ciekawe, z czym go się je (i bynajmniej nie z sałatką)?


Opis produktu:
Ekstrakt olejowy z alg morskich: morszczynu pęcherzykowatego.

Morszczyn pęcherzykowaty zawiera organiczny jod, potas, alginiany, kwasy tłuszczowe, fukosterol, proteiny, węglowodany (fukoidan), kwas alginowy oraz nienasycone kwasy tłuszczowe. Działa on przede wszystkim przeciwcellulitowo, modelująco i wyszczuplająco. Fosfatydylocholina sprawia, że olej znajduje zastosowanie w preparatach ukierunkowanych na redukcję nagromadzonego pod powierzchnią skóry tłuszczu. Działa również remineralizująco, przywraca równowagę skórze i odpowiednie nawilżenie.

Może być stosowany do masaży, jako dodatek do innych olejków czy peelingów; rozcieńczony lub samodzielnie.

Skład:
Helianthus Anuus Seed Oil, Fucus Vesiculosus Extract.


Cena/dostępność/wydajność:
30ml za ok 14zł. Dostępny w sklepach z półproduktami, m.in. Setare. Co do wydajności to zależy, jak jest używany: jako dodatek do innych kosmetyków/olejów jest bardzo wydajny, samodzielnie nie bardzo. Mi się niestety już kończy (niestety, bo wpisany na listę produktów do koniecznego uzupełnienia).

Komfort użytkowania:
Jak to w przypadku smarowania się olejami- nie jest jakoś super, bo zostaje tłustawa powłoczka, ale do przeżycia (jak ktoś bardzo tego nie lubi, to może dodać olej do innego kosmetyku i ten problem znika). Nie pachnie również w żaden sposób, co dla niektórych może być zaletą, a dla innych wadą. Nie wygląda zachęcająco, ot bladosłomkowy olej, a nie żaden mus, sorbet, pianka czy inne nie wiadomo co. Opakowanie również nie nadaje się do stania w pierwszym rzędzie na toaletce, bo takie apteczne a i upaćka się zawsze tym olejem.

Działanie:
Więc dlaczego go wielbię? Bo po prostu działa! A stosuję go dwojako:

- po pierwsze na cienie pod oczami. I jest to pierwszy produkt, który znacząco je redukuje... i to już przy drugiej/trzeciej aplikacji (choć oczywiście, gdy przestaję go stosować, to cienie wracają :(. Do tego delikatnie nawilża skórę. U mnie nie spowodował żadnych podrażnień, pieczenia czy łzawienia oczu, ale jest to produkt po pierwsze skoncentrowany, a po drugie z morskich roślinek, więc radziłabym Wam zrobić przed pierwszym użyciem próbę uczuleniową.
Na tę okolicę stosuję go dwojako: co kilka dni na noc wklepuję czysty olej robiąc przy tym delikatny masaż, rano nie ma już śladu po tłustości; na co dzień, na szybko i pod makijaż stosuję mój ulubiony krem przeciwzmarszczkowy pod oczy z Alterry wymieszany z hojną porcją tego oleju.


-po drugie w walce z cellulitem. Tu trochę trudniej zawyrokować mi, czy tak po prostu działa, bo i przeciwnik bardziej zasiedziały i walka trudniejsza. Przyznaję szczerzę, że nie ćwiczę ani nie wykonuję regularnych masaży (choć myślę nad szczotkowaniem....). W sumie to już wieki temu pogodziłam się i zaprzyjaźniłam z tą moją niedoskonałością... ale taki olej w lodówce zobowiązuje to spróbowania ponownie. Kilkukrotnie (chyba 3) zrobiłam sobie masaż samym olejem na okolice ud i pośladków..., ale toi upierdliwe i czasochłonne i w sumie zużywające strasznie dużo mojego cennego eliksiru (to głownie przez to mi się kończy :(, więc jakoś nie miałam motywacji do dalszych prób. Ale od dwóch tygodni zaczęłam stosować mieszankę żelu Drenafast właśnie z tym maceratem i taka mikstura wchłania się o wiele szybciej, nie pozostawia uczucia tłustości, a i wydajniejsza jest. I wydaje mi się, że widzę pierwsze efekty :).

Czy kupię ponownie:
Tak, tak i jeszcze raz tak. To kolejny składnik, który po prostu działa. I cieszę się bardzo, że mogę sama zdecydować czy kupować drogie kremy, czy taką niepozorną buteleczkę i sama dawkować stężenie substancji czynnych w swoich mazidłach.


A Wy słyszałyście kiedyś o takim maceracie? Stosowałyście już?

czwartek, 23 maja 2013

Powrót do źródeł :)

Witajcie moje Drogie!
Jestem, żyję i wracam do bloga. Taką przynajmniej mam nadzieję... I bardzo Was przepraszam za taką długą moją nieobecność i milczenie. Niestety czasem sprawy tak się układają, że hobby czy też jakiekolwiek przyjemności schodzą na dalszy plan (a trochę się tego w moim życiu ostatnio wydarzyło). I dziękuję wszystkim tym przyjaznym Duszyczkom, które się o mnie czy to w mailach czy to w komentarzach podpytywały, od czasu do czasu je podczytywałam i od razu mi cieplej się robiło na duszy :). Mam nadzieję, że jeszcze mnie nie zapomniałyście i będziecie tutaj wracać ;)

Tych, co jeszcze nie wiedzą, to powiadamiam wszem i wobec, w pełni oficjalnie i nieodwołalnie, że w wakacje wyjeżdżam na stałe z kraju, zaczynając moje całkiem nowe życie od Malty. Przygotowania idą pełną parą i powoli zbliżają się ku finałowi. Dlatego też niedługo zacznę wyprzedaż nadmiarowych ubrań/biżuterii/kosmetyków, więc polujcie na okazje!

Co do samego bloga to czeka mnie trochę zaległych recenzji, relacja ze spotkania blogerek, ale zacznę prosto, lekko i pokrótce... czyli dzisiejsze zakupy w Rossmanie. W sumie to moje pierwsze kosmetyczne zakupy od ponad miesiąca, a skusiłam się na razie jedynie na zestaw minimum:


-poczwórne cienie Miss Sporty, Luxury Smoky (nr 407),
-bibułki matujące Wibo.


Za obie rzeczy zapłaciłam zawrotną kwotę 9,65zł i zastanawiam się czy się nie wrócić po większy zapas bibułek :-P.

A Wy, pochwaliłyście się już swoimi zdobyczami czy też dzielnie opieracie się promocji? Radzicie koniecznie coś jeszcze dokupić? Ktoś sprawdzał, czy filtry SunOzon też może są w promocji?

sobota, 6 kwietnia 2013

Blephasol, czyli czego na oczy nie wiedziałam

Witajcie poświątecznie... choć wciąż nie wiosennie :(.

Dzisiaj coś dla tych, którzy do tej pory nie znaleźli jeszcze odpowiadającego im płynu do demakijażu oczu. Bo te dwufazowe powodowały zamglenie widzenia, a to nic komfortowego. A micelarne do całej twarzy podrażniały oczy nawet tych "gruboskórnych". I co ma powiedzieć ktoś, jak się ma z natury bardzo wrażliwe oczy albo nosi soczewki kontaktowe... Ja po kilku porażkach dałam sobie spokój z drogeryjnymi specyfikami do tego problematycznego obszaru (nie mówiąc już o zmywaniu nimi kredki z wewnętrznych brzegów powiek, co zawsze się kończy władowaniem wacika prosto w oko...).

Więc dzisiaj będzie o płynie micelarnym do demakijażu oczu, ale aptecznym. Nie z serii aptecznych kosmetyków, ale takim produkowanym przez producenta leków i kropli do oczu.

Co ciekawe, płyn ten używany może być nie tylko do demakijażu, ale również do higieny powiek i ich brzegów szczególnie gdy używa się np. różnych leków ocznych i jakoś ich pozostałości trzeba zmywać. Albo dla osób cierpiących z powodu nużeńca, które muszą szczególnie dbać o czystość brzegów powiek. Albo dla alergików...

Jak dla mnie, ten produkt stał się jednym z "musthave", bo pozwala dbać o higienę, a nie tylko demakijaż oczu. A to jest dla mnie szczególnie ważne, odkąd jestem ślepa jak kura więc noszę na co dzień soczewki kontaktowe.

Zainteresowane? A może też stosujecie?

Blephasol, Roztwór do higieny powiek


Opis producenta:
Blephasol jest hypoalergicznym micelarnym roztworem wodnym, który zawiera substancje niejonowe, umożliwiające łagodne oczyszczanie powiek i ich brzegów. Nie zawiera alkoholu, parabenów, detergentów ani konserwantów, dzięki czemu delikatnie usuwa z powiek i nasady rzęs wszelkie zanieczyszczenia, bakterie i alergeny, nie podrażniając oczu i nie uszkadzając skóry. Jest bezwonny i nietłusty, dlatego nie wymaga spłukiwania po użyciu. Zalecany jest także dla osób noszących soczewki kontaktowe.
Wskazania
- codzienna pielęgnacja wrażliwych powiek,
- nawracające dolegliwości oczne t.j. zaczerwienienie, obrzęk czy też swędzenie brzegów powiek,
- alergia oraz stany zapalne narządu wzroku -usuwa zalegające alergeny, bakterie oraz zaschniętą wydzielinę, zwiększając skuteczność prowadzonego leczenia.

Skład:
Aqua, PEG-8, Polysorbate 20, Capryloyl glycine, Poloxamer 184, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Dipotassium Phosphate, Sodium Hydroxide, Potassium phosphate

, czyli substancje niejonowo czynne (ehh gdyby nie ten glikol polietylenowy), łagodny i bezpieczny emulgator,
lipoglicyna (substancja przeciwbakteryjna, przeciwświądowa i regulująca wydzielanie łoju), substancja umożliwiająca tworzenie miceli oraz regulatory pH.


Cena/wydajność/dostępność:
Około 30zł za 100ml. Dostępny w aptekach lub DOZ-ie. Wydajność byłaby całkiem w porządku gdyby nie fakt, iż trzeba go zużyć w ciągu dwóch miesięcy od otwarcia (nie ma w sobie konserwantów). Jak to się mówi- coś za coś...

Komfort użytkowania:
Płyn jest nietłusty, nieklejący, niepieniący i bezzapachowy. Zapakowany w małą poręczną buteleczkę zamykaną na klik. Otwór dozuje odpowiednią ilość płynu.

Działanie:
Wodoodpornego tuszu i linera to to nie zmyje raczej na pewno (do tego muszę używać zwykłego twarzowego micela). Nadaje się raczej do lekkiego makijażu typu tusz i cień/kredka. Jak najbardziej sprawdza się również do codziennej higieny typu usuwanie zanieczyszczeń podczas leczenia zespołu suchego oka czy jęczmienia, a odkąd stosuję soczewki kontaktowe to i w codziennej higienie dla profilaktyki. Odkąd stosuję regularnie, to żadne szachrajstwo już mi nie dolegało. Dokładnie usuwa wszelkie zanieczyszczenia z pomiędzy rzęs czy z brzegów powiek. Nadaje się do użycia nawet podczas noszenia soczewek w trybie ciągłym (których nie zdejmuje się na noc).
Nie podrażnił, nie uczulił, nie piecze nawet przemywanie wewnętrznej strony powieki czy kącików oka.


Czy kupię ponownie:
Kupuję już od prawie roku i zakupię ponownie, przynajmniej dopóki będzie to jedyny preparat tego typu na rynku.

Ocena:
4+/5 (jakby jeszcze zmywał każdy makijaż, to byłby ideał nad ideały... ale wtedy pewnie nie byłby taki łagodny...).

piątek, 29 marca 2013

Drobnostki, ciekawostki, śnieg ;)

Witajcie ciepło w tych zimowych okolicznościach!
Czyż nie pięknie wyglądają choinki przyprószone śniegiem i przyozdobione pisankami ;).

Po pierwsze chciałabym się pochwalić, iż wezmę udział w organizowanym przez Rudąąą12 spotkaniu blogerek na początku maja. Już się nie mogę doczekać, kiedy poznam nowe dziewczyny i zobaczę ponownie te już poznane :D.


Po drugie, oficjalnie rozpoczynam akcję zapuszczania włosów (tzn. w tym tygodniu minął właśnie termin, kiedy się normalnie strzygłam). Z bardzo krótkich chcę dojść do takich do połowy szyi. Teraz włosy na czubku mają 5,5cm. Potrzebuję dużo zaparcia i wsparcia, coby przejść ten najtrudniejszy czas, gdy wygląda się jakby po głowie kosiarka przejechała a później nawiedził huragan ;/. A tak właśnie zaczęłam wyglądać... Z tej okazji mniej więcej co miesiąc będę się chwalić publicznie przyrostem (nie ma to jak motywacja ;) oraz częściej będę pisać o pielęgnacji włosowej. Po prostu na razie problemów z twarzą pozbyłam się, więc nowego hyzia znaleźć sobie trzeba... Zacznę od wcierek na zagęszczenie fryzurki, które namiętnie stosuję od kilku miesięcy.


Po trzecie będzie krótka prezentacja, bo i produkty o których napiszę malutkie. A mianowicie chodzi o zestaw miniproduktów do twarzy i ciała z serii Harmony naturalnej marki Verima, które dostałam ze sklepu Minejo. Czyli kolejnej ciekawej marki, o której na razie u nas cicho.

Co to za marka? Od samego początku istnienia VERIMA koncentruje się na tworzeniu kosmetyków na bazie naturalnej. Kosmetyki te nie zawierają sztucznych konserwantów, silikonu, parafiny i innych składników na bazie olejów mineralnych, które stoją w opozycji do faktycznych potrzeb skóry. Wszystkie posiadają certyfikat BDIH. Dostępne są pełne serie pielęgnacyjne do skóry młodej, wrażliwej, suchej czy dojrzałej, a także produkty do ciała i włosów.
Seria HARMONY marki Verima to zharmonizowany, delikatny program pielęgnacyjny dla skóry suchej, odwodnionej, dojrzałej, wrażliwej, zestresowanej, ze skłonnością do łuszczenia się. Zawiera cenny olej z rokitnika.
Marka ta dostępna jest w sklepie Minejo (link). Ceny wahają się od ok. 40zł za produkty do ciała do ok. 90zł za produkty do twarzy, czyli ceny standardowe dla tego typu kosmetyków. Dostępne są również różne zestawy miniproduktów.


Co ja dostałam? Krem pod prysznic, 15ml, Mleczko do ciała, 15ml, Olejek do ciała, 15ml, Mleczko oczyszczające do twarzy, 4ml, Tonik do twarzy, 15ml, Krem do twarzy, 4ml, Maseczka do twarzy, 4ml.
Wszystkie kosmetyki tej serii zawierają olej z rokitnika (w przypadku kremu do twarzy już na 3 miejscu). Oprócz olejku wszystkie zawierają również masło shea, olej ze słodkich migdaów czy olej jojoba. Do tego ekstrakty z babki lancetowatej, wierzby bialej i płucnicy islandzkiej. Najbardziej spodobał mi sie jednak skład olejku (olej z orzechów laskowych, olej arganowy, olej rokitnikowy, witamina E), który zaczęłam stosować do twarzy.
Produkty były w wersji mini starczającej na 2 (w przypadku np. peelingu do ciała) do 5 użyć (w przypadku maseczki do twarzy), więc o działaniu czy wydajności wypowiedzieć się nie mogę. To jednak dobry sposób na sprawdzenie, czy żaden składnik nas nie uczula ani nie zapycha przed zakupem pełnowymiarowego produktu.


Czy kupię pełnowymiarowe opakowania? Hmmmm, nie. Seria Harmony to jednak nie moje preferencje. Konsystencja mleczka do demakijażu, kremu i maski do twarzy jest bardzo gęsta, wręcz maślana. Może być zbyt bogata dla tłustej skóry. Natomiast produkty do ciała były bardzo lekkie i wręcz o lejącej konsystencji. Ja to bym to zamieniła ;). Po zastanowieniu się pomysł zrobienia zestawu produktów do ciała i twarzy w jednym wydaje mi się nietrafiony, bo przecież wiele z nas ma tu całkiem odmienne potrzeby i ciężko tu o kombinację sprawdzającą się u wszystkich. Natomiast zastanawiam się nad wypróbowaniem jeszcze zestawu dla tłustej skóry (która składa się z pełnej serii, ale jedynie produktów do twarzy).

Pozdrawiam, Ania.

środa, 27 marca 2013

Higiena jamy ustnej- czy warto czytać składy?

Witam :)

Ile z Was czyta składy kremów do twarzy? Albo przeglądając ich recenzje na blogach zwraca uwagę na to, jak jakaś bardziej obeznana z tematem blogerka opisała skład? A zastanawiałyście się kiedyś nad tym, co jest w produktach które mają kontakt z błonami śluzowymi, czyli obszarem który charakteryzuje się dużo większą wchłanialnością nałożonych substancji? Ciekawa i dająca do myślenia jest seria postów Angel (uwaga, tylko dla dorosłych!) na ten temat. Ale mnie zastanowił inny obszar: mianowicie jama ustna. Czyli dziś będzie o tym, co siedzi w naszych pastach do zębów i płynach do płukania.

I co się okazuje? Nietrudno znaleźć takie z SLS-ami, glikolem, alkoholem, parabenami, PEG-ami, dziwnymi konserwantami, pochodnymi formaldehydu.... czyli wszystkim tym, o czym się trąbi na blogach przy temacie kremów czy szamponów.

Nie będę tu rozkładać na czynniki pierwsze wszystkiego, bo zajęło by to wieki i miało pewnie objętość książki. Nie chcę się też zajmować problemem fluoru, bo to już było wałkowane na wszystkie strony i pewnie consensusu jeszcze długo się nie osiągnie (ja wybrałam pośrodkową wersję, czyli ograniczam jego ilość, ale nie rezygnuję całkowicie). Raczej na pewnym wycinku materiału chciałabym Wam rzucić temat do zastanowienia :). I być może własnych poszukiwań, z efektów których ja sama chętnie skorzystam.

A mianowicie w tym moim szale czytania składów chciałam jakiś czas temu znaleźć dla siebie płyn do płukania ust. Od tego zaczęłam, bo w moim przypadku musiałby on spełnić wiele warunków. Przede wszystkim nie trawię niczego, co jest miętowe w smaku. Po drugie rzeczy tego typu wolę kupować stacjonarnie, bo ze sklepami internetowymi to trzeba większe zakupy i nigdy nie wiadomo, kiedy będzie taka okazja. A więc wszystkie płyny te oficjalnie eko odpadają. No więc inny pomysł- płyny dla dzieci. Powinny być dostępne wersje smakowe, a że dla dzieci to i skład nie powinien przerażać z kilometra, prawda?

I tu zonk- tak powszechniej dostępne to są tylko 4 smakowe płyny na rynku. Widocznie u nas wszyscy kochają ten smak, nie ma alergików ani osób leczonych homeopatycznie (które mentolu nie mogą używać). No trudno, pomyślałam sobie, cztery to i tak już wybór, więc pora zgłębić się w składy....

Colgate Plax Magic

skład: Aqua, Glycerin. Propylene Glycol, Sorbitol, Poloxamer 407, Cetylpyridinium Chloride, Aroma, Sodium Fluoride, Methylparaben, Sodium Saccharin, Menthol, Propylparaben, CI42090

Tutaj wysoko nawilżająca błony śluzowe gliceryna, ale zaraz potem glikol propylenowy (po co?! pytam ja się...), słodzik i w miarę łagodna substancja czyszcząca. Fajnie, że w składzie oprócz związku fluoru (starszej generacji), jest substancja remineraliująca szkliwo (Cetylpyridinium Chloride) oraz słodzik działający przeciwpróchniczo. Ale są również parabeny :/. W płynie, który ma dłuższy kontakt z błonami śluzowymi. Dla dzieci. Phhh.

Aquafresh Big Teeth
skład: Aqua, Glycerin, Sorbitol,  Poloxamer 338, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Benzoate, Aroma, Allantoin, Cetylpyridinium Chloride, Methylparaben, Sodium Fluoride, Sodium Saccharin, Disodium Phosphate, Sodium Phosphate, Limonene, CI 17200

Czyli działające nawilżająco na błony gliceryna i sorbitol, potem dwie substancje czyszczące. Jest też allantoina. Substancja remineralizująca i związek fluoru. No i wiadomo: słodzik, konserwanty (benzoesan sodu w całkiem dużym stężeniu). Ale jest również jeden paraben. Wprawdzie tylko jeden, ale przed fluorkiem sodu, czyli w większym stężeniu niż poprzednio.

Listerine Smart Rinse

skład: Aqua, Sorbitol, Aroma, Phosphoric Acid, Sucralose, Cetylpyridinium Chloride, Sodium Fluoride, Disodium Phosphate. CI 15985, CI 42090

Tutaj nie ma gliceryny, za to jest sorbitol (słodzik, ale również pełni funkcję nawilżającą). Co jest potem? Kwas fosforowy- dokładnie ten sam jaki jest w napojach typu Cola i oskarżany o wszelkie zło (gdyż stosowany w jamie ustnej osłabia szkliwo silne zmieniając pH śliny, niektóry uważają że nawet trawi szkliwo). Dalej również substancja remineralizująca oraz związek fluoru starszej generacji. Tylko pytam ja się po co, skoro i tak płucze się zęby colą? *To oczywiście hiperbola, ale skład i tak jest "ciekawy".

Elgydium Junior

skład: Aqua, Glycerin, PEG-40 hydrogenated castor oil, Aroma, PEG -12 dimethicone, Nicomethanol hydrofluoride, Potassium sorbate, Xylitol, Sodium saccharin, CI16255

Zawiera nawilżającą glicerynę, potem substancję czyszczącą oraz aromat i silikon (ktoś wie, jaka może być tutaj funkcja silikonu, przecież to zaraz z zębów zostanie starte?), nowoczesny związek fluoru, konserwant i słodziki. Skład całkiem ok. Choć przydałoby się jeszcze coś remineralizującego.

Podsumowanie:
Żaden płyn mnie w pełni nie zadowolił. Są i małe koszmarki i nie takie złe płyny, ale praktycznie każdy zawiera w sobie jakieś substancje mogące działać drażniąco na śluzówkę i wywoływać podrażnienia. A przypominam, że to płyny dla dzieci. Chociaż no właśnie, przeglądając składy wielu płynów dla dorosłych, to te i tak nie są takie złe ;).

A Wy, sprawdzałyście składy tego typu produktów? Czy nie przejmujecie się tym za bardzo? Może macie już swoich sprawdzonych ulubieńców? Albo zamawiacie tylko takie z certyfikatem eko?

Ps. Jakby ktoś wiedział o jakiejś paście do zębów, która się nie pieni za bardzo, nie ma miętowego (po)smaku, nie ma fluoru więcej niż 750ppm, to bardzo proszę o namiar, bo tu szukanie idzie mi dużo bardziej opornie :).

sobota, 23 marca 2013

Witaminowa emulsja do dekoltu, Martina Gebhardt- recenzja

Witajcie!

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kosmetyku praktycznie nieznanej u nas marki Martina Gebhardt. To naturalne, certyfikowane niemieckie kosmetyki. A oto co ciekawsze (przynajmniej dla mnie ;) założenia tej marki:

-Martina Gebhardt używa najświeższych ziół i olejów roślinnych, dzięki którym powstają wysokiej jakości produkty pielęgnacyjne. Większość surowców pochodzi z certyfikowanych upraw biologicznych.
-Rdzenne ludy Ameryki centralnej wciąż wytwarzają olejki eteryczne i maści w harmonii z rytmem kosmosu. Spora część tej pradawnej wiedzy została ponownie odkryta przez nowoczesne metody biodynamicznej uprawy roślin oraz przez spagirykę - alchemiczną metodę destylowania szlachetnych esencji roślinnych oraz wytrącania naturalnych soli z popiołów. Wiedza ta wykorzystana jest w kosmetykach marki Martina Gerbhardt.
-To kosmetyki biodynamiczne, czyli najwyższej jakości produkty kosmetyczne tworzone w oparciu o bazę roślinną pochodzącą wyłącznie ze ściśle monitorowanych upraw biodynamicznych, certyfikowane przez jedyny na świecie ośrodek certyfikujący DEMETER, zlokalizowany w Niemczech. Biodynamika to szczególny sposób prowadzenia uprawy roślinnej w harmonii z naturą. Biodynamika jest nauką opierającą się na obserwacjach ruchu natury, cyklów przyrody, zmienności żywych organizmów. Zasiewy, zbiory oraz proces produkcji odbywają się z uwzględnieniem rytmów ciał niebieskich, takich jak rytmy Słońca i Księżyca.
-Kremy Martina Gebhardt mają w składzie około 50% wody, zawartej np. w wyciągach roślinnych na bazie wody źródlanej, oraz 50% substancji oleistych, takich jak: oleje roślinne, tłuszcze i woski. Taki skład odpowiada budowie warstwy hydrolipidowej skóry 20-letniej kobiety.
-Wszystkie produkty kosmetyczne powinny być stosowane oszczędnie, wspomagając a nie tłumiąc naturalne funkcje skóry. Kremy z optymalnym pH w granicach 5-6 pozwalają skórze zachować jej naturalną barierę ochronną.
-Wszystkie produkty Martina Gebhardt zawierają wyłącznie niezbędne składniki, które wzajemnie się uzupełniają, tworząc wyjątkową esencję, która swoim działaniem wyrasta ponad wartość wszystkich składników razem wziętych.
-Kremy i emulsje do twarzy nie zawierają syntetycznych surowców, glicerolu, dwutlenku tytanu, konserwantów ani alkoholu.

Więcej możecie poczytać tu.
Zainteresowane? Oto więc mój kosmetyk.

Martina Gebhardt, HAPPY AGING, Witaminowa emulsja do dekoltu


Opis producenta:
Intensywna, bogata w witaminy pielęgnacja delikatnej skóry dekoltu. Emulsja nawilża i odżywia, zapobiega powstawaniu zmarszczek i chroni skórę przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych. Organiczne oleje i wyciągi z owoców winogron, aloesu, rokitnika, nasion granatu i andyjskiego ziela vilcacory wspierają naturalną regenerację skóry, dzięki czemu odzyskuje ona witalność, jędrność i zdrowy wygląd.
Wszystkie składniki pochodzą z surowców naturalnych, pozyskiwanych z kontrolowanych upraw biologicznych oraz kontraktowanych przez Demeter.

Certyfikowany kosmetyk biodynamiczny (DEMETER). Nie zawiera olejów mineralnych, parabenów, silikonów, składników pochodzących z martwych zwierząt, syntetycznych środków barwiących, zapachowych czy konserwujących. Nie testowany na zwierzętach.


Skład: 
Aqua, Olea Europaea Fruit Oil, Lecithin, Vitis Vinifera Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Theobroma Cacao (Cocoa) Butter, Vitis Vinifera Fruit Extract, Aloe Barbadensis Gel, Punica Granatum Oil, Uncaria Tomentosa Extract, Hippophae Rhamnoides Oil, Tocopherol, Daucus Carota Oil, Cetyl Alcohol, Cetearyl alcohol, Spagyrische Essenz [von Uncaria Tomentosa Extract, Silver, Gold, Sulfur], Aroma, Geraniol, Citronellol

Same bogactwo dobroczynnych olejów i maseł, które działają natłuszczająco, odżywczo i regenerująco, ale także olej z granatu, rokitnika i marchwi, które mają działanie odmładzające i przeciwrodnikowe. Do tego wyciągi z roślin, które działają ujędrniająco i antyoksydacyjnie dzięki zawartości polifenoli. Nawilżający aloes. Lecytyna, która nie tylko regeneruje, ale również ułatwia innym substancjom przenikanie w głąb naskórka. Z innych substancji to jedynie dwa emulgatory na samym końcu oraz olejki eteryczne pełniące w tym przypadku rolę konserwantu (nawet nie alkohol). Żadnych wypełniaczy, żadnych niepotrzebnych składników, a te które są, to z upraw certyfikowanych. Po prostu skład ideał.

* esencja spagiryczna- mało na ten temat znalazłam, (gr. spao = rozdzielam i ageiro = łączę) to określenie sztuki rozdzielania i łączenia ciał. Esencja spagiryczna może być otrzymywana z roślin, minerałów czy metali. W tym przypadku z rośliny, złota, srebra i siarki.


Cena/wydajność/dostępność:
49zł za 30ml, 100zł za 100ml. To w sumie nie tak dużo za taki skład oraz gdy porównany cenę z kremem do twarzy a nie balsamem do ciała ;). W przypadku większości kosmetyków tej marki jest możliwość zakupu mniejszych opakowań (np.15ml), które umożliwiają przetestowanie kremu przed zakupem pełnowymiarowej wersji. Dostępne np. w sklepie internetowym z kosmetykami naturalnymi Green Line.
Wydajność jest w mojej ocenie całkiem ok- 30ml zużyłam w praktycznie równe dwa miesiące nakładania dwa razy dziennie na obszar szyi i dekoltu, czyli jednak "troszkę" większy niż powierzchnia twarzy (wychodziło ok. 4 pompek).


Zapach:
Bardzo specyficzny i trudny do określenia (podobny do tego z próbek innych produktów tej marki). Coś pomiędzy ziołowym a kwiatowym. W miarę szybko się do niego przyzwyczaiłam i później już mi nie przeszkadzał. Podczas rozsmarowywania dosyć intensywny, ale szybko się ulatnia, więc nie koliduje z perfumami.

Konsystencja:
Dosyć gęsta i tłustawa, bardziej jak maść niż krem. W przyjemnie żółtym kolorze.

Opakowanie:
Opakowanie z białego szkła (ale zużycie widać pod światło), do tego idealna pompka oraz zatyczka. Opakowanie typowe dla produktów tej marki- zmieniają się tylko kolory etykiet w zależności od serii.

Komfort użytkowania:
Bardzo dobry. Krem łatwo się rozsmarowuje, od razu się wchłania i to praktycznie do matu. Zostawia jednak taki delikatny film dający uczucie gładkości... jakbym użyła bazy silikonowej (przypominam, że żadnego silikonu tam nie ma).


Działanie:
Działanie oceniam bardzo pozytywnie. Krem porządnie nawilżył i natłuścił zarówno obszar szyi, jak i dekoltu (które dotychczas traktowane były albo balsamami do ciała, albo kremami do twarzy). Skóra już po kilku użyciach stała się milsza w dotyku i bardziej wygładzona. Po dwóch miesiącach regularnego stosowania zauważyłam również wygładzenie drobnych zmarszczek i szybsze wyprasowywanie się zgnieceń (np. po dłuższym patrzeniu się w dół, gdy na szyi pojawiają mi się poziome linie). Skóra wydaje się również bardziej napięta, ujędrniona.
Wszystko byłoby super (takiego efektu oczekiwałam, a nie mogłam go uzyskać używanymi wcześniej produktami) gdyby nie jedno małe ale. Otóż w czasie używania tego kremu na szyi i dekolcie zaczęły wyskakiwać mi czasem krostki, co się już od lat nie wydarzało. Nie było to na tyle nasilone, by odstawiać krem, ale jednak konieczność tuszowania niedoskonałości w dodatkowych miejscach nie jest również do końca komfortowa. Podejrzewam, że może to być związane z zapychającymi właściwościami lecytyny czy masła kakaowego, które ujawniły się na mojej jednak masakrycznie kapryśnej skórze.


Czy kupię ponownie:
Może za jakiś czas, na razie będę nadal szukać swojego ideału, który zadziała równie dobrze, ale będzie miał mniej nielubianych przez moją skórę natłuszczaczy. Myślę nad wypróbowaniem olejku do dekoltu z tej samej serii. Natomiast sama marka i jej założenia tak mi się spodobały, że znalazła się na mojej wishliście i mam chrapkę na wiele kosmetyków z najróżniejszych serii (a marka składa się z naprawdę wielu linii kosmetyków, w kwestii samej pielęgnacji dekoltu mają emulsję, tonik i olejek).

Ocena:
5-/5

PS. Produkt do testów dostałam od sklepu internetowego z kosmetykami naturalnymi Green Line, za co serdecznie dziękuję i jednocześnie zapewniam, iż starałam się, aby ten fakt nie wpłynął na moją recenzję.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...